Chyba nie ma niczego lepszego w byciu
dziennikarzem muzycznym niż obserwowanie rozwoju muzyków. Jak
zwykłe zespoły stają się wielkie.
Gdańska Trupa Trupa z początku nie
zachwyciła mnie. Debiut był nawet niezły, choć zbyt teatralny,
nadekspresywny i nie zostawał w pamięci na dłużej. Coś drgnęło
przy „++”, nagranym w
starej synagodze (podobnie, jak Headache).
Zespół Grzegorza Kwiatkowskiego więcej sięgał do psychodelii,
utwory dostawały oddechu. Choć to jeszcze nie było to, ale było
słychać, że drzemie w nich potencjał na wielkość. Wielkość,
która przyszła wraz z trzecim albumem gdańszczan.
To
efekt konsekwencji. Brzmienie zespołu nie przeszło rewolucji, jest
wynikiem rozwoju. Przestrzenne, pełne, a jednak momentami
przyduszające i przytłaczające. Przybrudzone, analogowe i ciepłe
doskonale uzupełnia i podkreśla kompozycje. Wielka w tym zasługa
Michała Kupicza, który ostatnio produkuje wszystko i wszystkich. Za
każdym razem ze świetnym efektem. Headache
brzmi krystalicznie czysto i bardzo naturalnie, jakby Kupicz uchwycił
ich na próbie. W samych kompozycjach tez słychać ogromny postęp.
Od szkieletów piosenek przeszli do pełnokrwistych utworów z
niebanalnymi pomysłami. Mnie najbardziej zachwyca sama końcówka
płyty, jasne, pozornie radosne Picture Yourself,
przeradzające się w ścianę dźwięku. Pewna totalność jest
wpisana w twórczość Trupy Trupa, spoglądają na wyczyny Swans i
Velvet Underground, szczęśliwie nie wpadają w bezmyślne
kopiowanie, tak częste wśród polskich (i nie tylko) zespołów.
Gęstą psychodelię i repetytywność przełamują bitelsowskimi
melodiami. Jak na trójmiejską grupę przystało, Trupa Trupa
przemyca w swojej muzyce krajobrazy. Wasteland
kołysze i faluje jak wzburzony Bałtyk, Rise and Fall
to przebieżka po sopockich, zamglonych lasach, utwór tytułowy z
kolei wywołuje skojarzenia z filmami Davida Lyncha. Pocięty,
niepokojący, nic nie jest takie, jak się wydaje.
Dlaczego Trupa
Trupa odpaliła teraz, a nie wcześniej? Odrzucając wspomnianą
teatralność i swoistą kabaretowość, zespół zyskał nową
twarz. Nie ma już przeładowania, każdy dźwięk ma swoje
znaczenie. Przepych ustąpił repetycjom i motoryczności. Trupa
Trupa to muzycy w pełni ukształtowani, świadomi swojego głosu i
ograniczeń. Ten spokój dał ich najlepszy album. I jedną z
najlepszych polskich płyt ostatnich lat. Czapki z głów.
Tekst ukazał się pierwotnie na łamach iratemusic.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz